O co chodziło z tym zdjęciem? On się na nim pojawił jak zginął?
Tak mi się wydaje... Chyba chodzi o to, że Jack był kolejną ofiarą hotelu.
Poczytaj książkę, może tam będzie coś więcej
Przeczytaj:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Stanley_Kubrick#L.C5.9Bnienie._W_zakl.C4.99tej_p.C4 .99tli_czasu.2C_gdzie_z.C5.82o_jest_wieczne
Jest tu napisane co i jak. To wątek z książki, którego Kubrick nie rozwinął, a który nadaje historii dodatkowej głębi.
chociażby po to, żeby mieć pewną skalę porównawczą.
jeśli najpierw przeczytasz książkę, to później łatwiej znaleźć odpowiedzi na różne wymysły i nawiązania reżysera ;)
czytanie książki nie jest konieczne przed oglądnięciem, ale mówię Ci: jeśli przeczytasz, przeżyjesz więcej niż oglądając film ;)
w książce jest więcej objaśnień i strasznych scen. Jakbyś przeczytał to możliwe że ten film nie podobałby Cie się aż tak jak teraz ( ze względu na zmienione wątki i sceny, oczywiście ) ;)
pozdrawiam . ; D.
a co do zdjęcia pod koniec:
reżyserowi chodziło o to, że ci wszyscy ludzie ze zdjęcia są częścią hotelu. są tymi zjawami, które przewidziały się Danny'emu (zjawy były w książce, niestety w filmie Kubrick je pominął i m.in dlatego lepiej przeczytać ;) )
Hotel od zawsze wiedział że Jack się tam kiedyś znajdzie i że stanie się jego częścią. można to łatwo wywnioskować po rozmowie Jacka i Grady'ego. Gdy Grady powiedział że to Jack zawsze tam było dozorcą. To co się dzieje w hotelu to jest kompletnie inny świat. nie ta rzeczywistość ;)
Wszystko jest w filmie. A jeśli tego nie ma, to wynik świadomej decyzji reżysera bądź - ewentualnie - jego niedopatrzenia, błędów. Tak czy owak, film nie jest dodatkiem do książki ale zupełnie samoistnym dziełem. Oglądanie filmu przez pryzmat powieści jest nieporozumieniem.
skoro film częściowo nawiązuje do książki to nie jest zupełnie samoistnym dziełem.
ten film jest adaptacją książki, więc powinien być chociaż częściowo nakręcony na jego podstawie.
a treść filmu za bardzo odchodzi od książki.
Film powstał na podstawie scenariusza, nie książki. Punktem wyjścia oczywiście jest powieść, ale ta podstawa jest przekształcona wedle woli reżysera. Kubrick zrobił swoje Lśnienie, więc zarzucanie mu, że nie ma w filmie konkretnych wątków z powieści jest nieporozumieniem. Nie ma, bo nie miało ich być.
a w ogóle skąd możesz wiedzieć że wszystko jest w filmie skoro książki nie przyczytałeś .?
Nie zrozumiałaś. Wszystko, co chciał umieścić reżyser w filmie - jest w filmie. Reszty nie ma, więc nie bierzemy jej pod uwagę. Filmu nie należy tłumaczyć przez książkę.
wydaje mi się że ta rozmowa nie ma sensu. -,-
Tobie się ten film strasznie podobał i za atak uznałeś to, że ktoś może uważać że książka jest lepsza niż film. Najpierw przeczytaj, a dopiero potem wmawiaj innym, że to co robią i mówią to głupota i nieporozumienie.
I nie wmawiaj mi, że nie zrozumiałam, bo Twój tok rozumowania nie jest nie wiadomo jak skomplikowany.
A jak ktoś Ci wyraźnie mówi, że to Lśnienie jest adaptacją słynnej powieści Stephena Kinga, to to na ogół coś takiego znaczy, że w PEWNYM STOPNIU jest to dodatek do filmu.
i właśnie dlatego nie mogę się z Tobą dogadać.
Gdybyś przeczytał książkę to byłby jakikolwiek wspólny temat do rozmowy.
koniec tematu. Film może Ci się podobać i nie bierz tego aż tak do siebie, że kogoś ta adaptacja nie zadowoliła. każdy ma prawo do wyrażania własnej opinii.
p.s 'Reszty nie ma, więc nie bierzemy jej pod uwagę' - reszta jest. Tylko nie w filmie. i właśnie to ta pominięta reszta której nie bierzesz pod uwagę mnie tak zawiodła.
p.p.s Cóż. Może to i mój błąd, że spodziewałam się wiernego oddania książce i tego fajnego 'dreszczyku emocji' który towarzyszył czytaniu książki,
ale chyba mam prawo wyrazić swoje zdanie, no nie .?
pozdrawiam i rozmowę uważam za zakończoną.
"Tobie się ten film strasznie podobał i za atak uznałeś to, że ktoś może uważać że książka jest lepsza niż film. Najpierw przeczytaj, a dopiero potem wmawiaj innym, że to co robią i mówią to głupota i nieporozumienie."
Przecież znam i film i książkę. Nie o to chodzi, tylko o sensowność (bądź bezsensowność) patrzenia na film porzez pryzmat książki. Tak, jakbyś do ogladania filmu nakładała "okulary książkowe"
Masz rację - "Lśnienie" jest adaptacja - a nie ekranizacja. Kubrick zzadaptował ksiażke do wlasnych celów, a nie interesowała go odtwórcze i dosłowne potraktowanie źródła. Stworzył własne "Lśnienie", a nie dodatek czy uzupełnienie do książki Kinga. Film jest skończonym dziełem wycieczki do książki, żeby zrozumieć to, co widzimy w filmie świadcza albo o naszej nieumiejętności czytania kina, albo (ewentualnie) o nieumiejętnościach reżysera. Wszystko.
Każdy ma prawo do własnego zdania? Oczywiscie. tylko, czy każdy prezentując swoje zdanie ma taką samą rację? To raczej niemożliwe.
oho, super.
zarzucaj cały czas wszystkim, jacy z nich imbecyle bo porównują film, który ci się podoba (a im nie) do książki.
cóż...
takie coś najlepiej zignorować... tym bardziej, że wydajesz się być bardzo zaciętym fanem, który cały czas siedzi przy komputerze w gotowości na wszelkie negatywne posty...
'Oczywiscie. tylko, czy każdy prezentując swoje zdanie ma taką samą rację? To raczej niemożliwe.' . sugerujesz, że tylko to co Ty mówisz jest racją...? bez obrazy, ale to jest trochę narcystyczne podejście... -,-
i w ogóle co tu dużo mówić...? ja moją opinię na temat ' lepiej najpierw przeczytać książkę, a potem oglądnąć film' wyjawiłam specjalnie na Twoją prośbę, a potem Ty tę moją opinię skrytykowałeś i zarzucasz wszystkim, którzy są zawiedzeni, że to, że porównują film do książki to nieporozumienie.
to nie w moich zachowaniu tkwi problem...
hmm.. w sumie sorry. z tym fanem to przesadziłam. trochę mnie poniosło :)
I ja wiem, że to adaptacja, ale uważam po prostu że tych zmian było za dużo.. za bardzo mnie to razi, a ja po prostu tak mam, że oglądając film, mam nadzieję na jak największe oddanie książce. nawet jeśli to adaptacja.
może i to miał być film niewierny książce, ale wolałabym żeby to była ekranizacja niż adaptacja...
Gdyby scenariusz był wierny książcę to w filmie mielibyśmy takie kwiatki jak np. Jacka goniącego swoją rodzinę z młotkiem zamiast siekiery... :) Kubrick zmienił to co musiał- film posługuje się zupełnie innymi narzędziami niż książka więc niemal zawsze wierne adaptacje filmowe książek wypadają blado przy nieco zmodyfikowanych
"Kubrick zmienił to co musiał"
To co musiał, zgadza się. Ale również (a może nawet przedde wszystkim?), to co chciał.
no to z siekierą było jednak troszkę straszniejszym/lepszym rozwiązaniem ;)
ale moim zdaniem i tak byłoby lepiej gdyby zmienił mniej ;)
popatrz się, o ile straszniejszy byłby ten film, gdyby Kubrick zdecydował się odtworzyć scenę w pokoju 217 (tę z martwą kobietą w wannie)...
wtedy patrzyłabym na całokształt filmu nieco inaczej...
Sugeruję, że tłumaczenie typu "to moje zdanie" nie jest dowodem na cokolwiek.
Bo mozna miec swoje zdanie i miec rację, albo mozna miec swoje zdanie i głęboko sie mylić. A wtedy - jakie ma znaczenie, że ktoś przezentuje swoje zdanie?
ale ja Ci nie chcę nic udowadniać!
Nie dociera to do Ciebie i cały czas udajesz mędrca, która ma za zadanie udowadniać innym jak bardzo się mylą. I zauważyłam że to nie tylko na tym forum 'komentujesz' posty ludzi, których film zawiódł.
Ne zmienię mojego zdania ze względu na Ciebie, ani na nikogo, a Ty powinieneś to uszanować. Twoim zadaniem na tym forum NIE JEST denerwowanie ludzi, którzy wyrażają swoje zdanie. Masz wyrazić swoją opinię i NIE KRYTYKOWAĆ ZDANIA innych, żeby nie wiem jak Twoim zdaniem się mylili. A to, że się zawiodłam jest wyłącznie moim odczuciem i nic Ci do tego...
Są gusta i guściki. Nie musisz mi tak natrętnie powtarzać, że się mylę, bo jeśli się zawiodłam, to się zawiodłam. I tak już zostanie.
To jest forum dyskusyjne. Więc dyskutuję. A Ty co robisz?
Nie ma też obowiązku zgadzać sie z opiniami, których nie akceptujemy.
Nigdzie tez nie twierdzę, że nie masz prawa wypowiadac swoje opinii. Twierdzę co innego: że traktowanie filmu jako uzupełnienia czy przedlużenia ksiązki jest nieporozumieniem. Podobnie jak przekonanie, ze film powinien kopiować książkę. To raczej dośc naiwne spojrzenie.
z tego co wcześniej pisałeś wnioskuję że bardziej Ci chodziło o uświadomienie mi mojej głupoty/naiwności niż o to, że uważasz że nie powinno się patrzeć na film przez pryzmat książki.
Raczej brak orientacji i naiwność. ale jeśli dla Ciebie to synonimy... trudno.
Może zacytuj, gdzie piszę o Twojej domniemanej głupocie?
proszę bardzo! ;)
1. Oglądanie filmu przez pryzmat powieści jest nieporozumieniem.
2. Nie zrozumiałaś. <...> - zrozumiałam. na swój sposób. to się nazywa interpretacją . ;)
3. Każdy ma prawo do własnego zdania? Oczywiscie. tylko, czy każdy prezentując swoje zdanie ma taką samą rację? To raczej niemożliwe. (tutaj bardzo wyraźnie zaznaczyłeś, że masz w tej rozmowie podejście a'la ' jestem ten z racją, rozmawiam z tą nie rozumiejącą.')
4. To raczej dośc naiwne spojrzenie.
5. Raczej brak orientacji i naiwność. ale jeśli dla Ciebie to synonimy... trudno.
hmm. we wszystkich powyżej wymienionych cytatach, wyraźnie dajesz do zrozumienia, że uważasz mnie za naiwną, 'średnio inteligentną', nie potrafiącą interpretować amatorkę.
Jest dla Ciebie problemem uszanowanie tego, że KOMUKOLWIEK film nie przypadł do gustu. Komentujesz KAŻDY negatywny post, który padnie w komentarzach (nie mówię tylko o tym temacie).
Nie masz nic ciekawszego do roboty, niż wchodzenie CODZIENNIE na fw i 'odbijanie' wszystkich negatywnych postów... ? Bo zauważyłam, że codziennie siedzisz w pogotowiu, aby jak najszybciej 'odbić piłeczkę'.
Nie możesz odpuścić.? Bez obrazy, ale humor mam zły i bez Twoich 'logicznych wywodów'.
Nieporozumienie to synonim głupoty? Albo naiwność? Sprawdź lepiej w słowniku, ok?
W byciu amatorką nie ma chyba nic złego. Przecież ja też jestem amatorem, nie zawodowym krytykiem filmowym. Nie przeszkadza mi to jednak w dyskutowaniu i szukaniu argumentów.
Co do nr 2: faktycznie wówczas nie zrozumiałaś moich intencji, czego wyraz dałaś w swojej odpowiedzi - po prostu stwierdziłem fakt.
3. - Podtrzymuję to zdanie. Każdy ma prawo do swoje opinii, ale niemożliwe jest, żeby każdy miał rację. Ty uważasz inaczej? Jeśli powiem, że Vermeer był mistrzem, a Ty, że miernotą - oboje będziemy mieli rację, czy nie bardzo?
Wybacz, ale Twój zły humor nie jest dla mnie podstawą do unikania internetu i fw. Ale również nie będzie nim Twój dobry humor, choć nie wiem, czy Cię to pocieszy.
A odpuścić mógłbym, oczywiście, ale Ty chyba również, gdybyś tylko chciała, prawda?
ależ ja nigdzie nie twierdziłam, że nieporozumienie i naiwność są synonimami głupoty ;)
to sobie ubzdurałeś sam ;) i oto masz kolejny przykład swojego 'wywyższenia się' nade mnie. Wmawiając mi coś bezsensownego, czego nie zrobiłam, w pewien sposób okazujesz, jakie masz podejście do tego, co piszę.
aczkolwiek jest tu trochę racji, ponieważ naiwność, brak orientacji, nie rozumienie nieporozumienia prowadzą ku głupocie.
Mój zły humor nie jest powodem abyś unikał internetu. To Twoje stwierdzenie, a nie moje. Z mojej inicjatywy padła wyłącznie prośba, abyś odpuścił. Nie chcesz, to nie. Twoja sprawa.
Masz rację. Chyba JA odpuszczę, bo wydaje mi się, że Ty się na to nie zdobędziesz.
Ja:
"Może zacytuj, gdzie piszę o Twojej domniemanej głupocie?"
Ty:
"proszę bardzo! ;)
1. Oglądanie filmu przez pryzmat powieści jest nieporozumieniem.
(...)
A potem wymieniasz dalej te "przykłady".
Po czym okazuje się, ze "sobie ubzdurałem", i że przykłady, które podalaś nie świadcza o tym, ze zarzucam Ci głupotę...
Wiesz, podyskutuj sama ze sobą, dojdźcie obie do jakichś wiążących wniosków, i napisz mi, co ustaliłyscie, dobrze? Choc może to i tak niewele zmieni, sądzac po powyższych wywodach "z kapelusza".
hahahahah. to co piszesz jest po prostu śmieszne.
a no ubzdurałeś sobie. Bo ja NIE twierdziłam że to są synonimy głupoty. To Twoje stwierdzenie wynikające z Twojego zadufania i arogancji ;) Na tyle jesteś pewny swojego zdania, że w tej pewności gubisz sens całej reszty.
Ja:
"Może zacytuj, gdzie piszę o Twojej domniemanej głupocie?"
Ty:
"proszę bardzo! ;)"
Co oznacza to "proszę bardzo" - w odpowiedzi na moją prośbę o cytowanie, gdzie zarzucam Ci głupotę - i następujące po nim punkty?
'proszę bardzo' jest wstępem przed rozpoczęciem wymieniania poszczególnych cytatów.
To było coś na zasadzie:
" - ' możesz mi to podyktować? '
- ' proszę bardzo:... ' "
No, groteska jakaś.
Patrz wyżej:
Twoje "proszę bardzo" i kolejne punkty to odpowiedź na moje pytanie:
"Może zacytuj, gdzie piszę o Twojej domniemanej głupocie?"
Więc: odpowiadasz na moje pytanie o dowody, że faktycznie mówiłem o Twojej głupocie. Kropka.
Tu nie ma miejsca na kluczenie, motanie i udawanie, że nie napisałaś tego, co napisałaś. Dziecinne te Twoje wybiegi. I bezsensowne, bo przecież wyżej wszystko czarno na białym.
odpowiadam Ci jasno.
Jeśli tego nie ogarniasz, to to nie ze mną jest problem ;)
to nie ja szukam dziury w całym ;)
pff. mogę sobie być wg Ciebie dziecinna/mieć dziecinne zachowanie.
Akurat Twoje zdanie na mój temat mnie obchodzi jak zeszłoroczny śnieg ;)
Ależ ogarniam, bo rzecz banalnie płaska jak naleśnik: piszesz głupotki - których nie potrafisz sensownie uzasadnić - i nie chcesz brać za nie odpowiedzialności. A odpowiadając płodzisz kolejne głupotki. Widocznie inaczej nie umiesz.
Tylko po co? Skoro im więcej piszesz, tym bardziej potwierdzasz swoją ignorancję i bezradność w dyskusji?
po pierwsze: odwracasz kotka ogonem ;)
piszesz to samo, co ja napisałam Ci wcześniej ;)
najprościej w świecie się odgrywasz na mnie za to, ze stwierdziłam że jesteś zadufanym w sobie narcyzem ;)
i ja wcale się nie czuję/nie jestem bezradna. to ty pomijasz pewne zdania/wątki w tym co piszę, albo najprościej w świecie zmieniasz temat i zaczynasz czepiać się innych fragmentów moich wypowiedzi.
po drugie: uzasadniłam 'głupotki'. a to, że dla ciebie nie są sensowne, to już Twój problemik ;)
mógłbyś w końcu uszanować ludzi, którzy są zawiedzeni i dać im wyrazić swoje zdanie?
Bo widzę, że masz trochę 'dyktatorskie' podejście. "Jak Tobie się podoba, to podobać ma się wszystkim. A jak komuś się nie podoba, to od razu w tym co pisze nie ma sensu".
Z takim podejściem życzę Ci powodzenia i Wesołych Świąt.
Odpuszczam temat, bo Ty się na to chyba nie zdobędziesz. ;)
p.s Możesz już nie odpisywać, bo i tak nie odbiorę. Tylko byś czas stracił na pisanie odpowiedzi. ;) Ja zostanę przy swoim zdaniu, ty zostań przy swoim.
Kolejna porcja lanej wody, popeliny i waty. Forma rozbuchana, tylko sensu ani na lekarstwo.
"p.s Możesz już nie odpisywać, bo i tak nie odbiorę."
A jednak odpisałas hauserowi :)
Nie dziwi mnie to wcale.
Sa osoby, ktore nie potrafia wziąć odpowiedzialności za własne wypowiedzi czy deklaracje. Koleżanka to chyba kliniczny przyklad.
HAHAHA Sorki że odpowiadam po 3 latach ale nigdy wcześniej się tak nie uśmiałem czytając czyjeś rozmówki. Popkowata to idealny przykład debila więc wasza rozmowa nie miała sensu od początku, aż dziwi mnie że tyle czasu trwała.
na początku mowa jest o mordercy 3 dziewczynek i żony a jak się dowiadujemy na końcu ze zdjęcia zrobił to jack, skoro wiemy, że zrobił to jack to i pozostali wiedzą dlaczego więc nikt wcześniej nie zareagował ? To nie ma sensu. W hotelu były dziesiątki ludzi Jack był na zdięciu na froncie wiec był kimś ważnym przez co na pewno łatwo by go ktoś rozpoznał stamtąd. Niezły bubel wykryłem cu nie ? ;D Film i tak całkiem wymiata